Trzeba or-ganizować powiat. Roboty pełno. Jednolity front... wie-cie, pełna współpraca. — Współpraca? — Drewniak znów wodził dłonią w powietrzu. — Nie mówię nie, ale cóż wy zrobicie wc dwóch? Nie mówię, żeby zaraz tysiące, jak poka-zujecie przez szybę, nie trzeba tyle, wystarczy dzie-sięciu... no dwudziestu. Nas, pepesowców, było przed wojną zorganizowanych w Gdyni, dużo, myślicie? Myli-cie się. A w ostatnich wyborach samorządowych zdo-byliśmy w Gdyni Radę Miejską. Ale, powtarzam, z wa-m 5 dwoma jakaż współpraca? Licytacja? Nie — wycofywał się niezręcznie. — Ale przecież potrzebni ludzie do obsadzania czołowych stanowisk.
Przecież orientuję się na tyle i wiem, że rządzą partie polityczne. Ręczę wam — roześmiałem się szczerze („Aha, o to ci chodziło!") — że nie będziemy walczyć o posady czy. stanowiska. Macie wartościowych politycznie ludzi, proszę, sprawę funkcji, rozstrzygniemy nawet dziś. Konkretnie — mówiłem z naciskiem — Powiatowa Ra-da Narodowa... Wszystko trzeba budować od podstaw. Macie ludzi, by wysyłać ich w teren dla organizowa-ma gminnych rad: narodowych? Po co tyle trudu? — zdziwił się Drewniak. — Przecież poczta już działa, wyśle się pismo i już... Replikowałem: Na jaki ,adres? To raz, po drugie, któż te Rady opanuje, jeśli nas w nich nie będzie? Może okupacyjni wójtowie stworzą nam Rady i sami przyjdą do powia-tu jako ich delegaci? Są posłuszni i głupi, zrobią to, co im każemy. Ma-ją tę zaletę, że umieją już trzymać teren za pysk. Dziwię się wam, towarzyszu... takie historie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz